155818
Brak okładki
Książka
W koszyku
Jak informują media, nilocka ludność Południowego Sudanu, najbiedniejszego, być może, regionu na świecie, przystępuje dziś do głosowania. I to nie z jakiegoś narzuconego przez Zachód widzimisię, lecz w autentycznym zapale. Ma rozstrzygnąć plebiscytem o przyszłości swego kraju.
Do wyboru są dwie opcje. Albo czarnoskórzy Niloci na Południu pozostaną w jednym państwie z arabsko-muzułmańską Północą i będą nadal pod władzą sudańskiego rządu w Chartumie, tocząc z nim nieustanną, krwawą wojnę, jak to się dzieje od chwili, gdy w roku 1955 ustało kolonialne panowanie brytyjskie, albo utworzą wymarzone własne państwo. Niemal wszyscy mieszkańcy Południa są analfabetami. Do głosowania służą im karty z obrazkiem jednej lub dwóch rąk. Nikt nie wątpi, jaki będzie wynik plebiscytu. Oczywiście, własne państwo wywalczone po najdłuższej wojnie XX i XXI wieku.
Byłem tam w roku 1957 (miałem 31 lat) podczas pierwszej, krótkiej przerwy w zaczynającej się dopiero wojnie, uzyskawszy cudem prawo wjazdu do tzw. Obszaru Zamkniętego na Południu. Widziałem żyjące wolno słonie, po czym wróciłem do Polski i opisałem wojnę Południa z Północą w mojej pierwszej powieści pod dziwnym tytułem "Pożegnanie z panną Syngilu albo Słoń a sprawa polska" (rok wydania 1960). Coś mnie tknęło, że ta lokalna wojna jest początkiem wydarzenia doniosłego dla świata. Tytuł miał brzmieć "Słoń a sprawa polska", ale cenzura się nie zgodziła i musiałem dodać do tytułu egzotyczną pannę Syngilu. [Źródło: http://jacekbochenski.blox.pl/2011/01/Wznawiam-blog-po-dlugiej-przerwie-poruszony.html]
Status dostępności:
Wypożyczalnia Piotrków
Są egzemplarze dostępne do wypożyczenia: sygn. 14060 (1 egz.)
Strefa uwag:
Adnotacja wyjaśniająca lub analiza wskazująca
Jak informują media, nilocka ludność Południowego Sudanu, najbiedniejszego, być może, regionu na świecie, przystępuje dziś do głosowania. I to nie z jakiegoś narzuconego przez Zachód widzimisię, lecz w autentycznym zapale. Ma rozstrzygnąć plebiscytem o przyszłości swego kraju.
Do wyboru są dwie opcje. Albo czarnoskórzy Niloci na Południu pozostaną w jednym państwie z arabsko-muzułmańską Północą i będą nadal pod władzą sudańskiego rządu w Chartumie, tocząc z nim nieustanną, krwawą wojnę, jak to się dzieje od chwili, gdy w roku 1955 ustało kolonialne panowanie brytyjskie, albo utworzą wymarzone własne państwo. Niemal wszyscy mieszkańcy Południa są analfabetami. Do głosowania służą im karty z obrazkiem jednej lub dwóch rąk. Nikt nie wątpi, jaki będzie wynik plebiscytu. Oczywiście, własne państwo wywalczone po najdłuższej wojnie XX i XXI wieku.
Byłem tam w roku 1957 (miałem 31 lat) podczas pierwszej, krótkiej przerwy w zaczynającej się dopiero wojnie, uzyskawszy cudem prawo wjazdu do tzw. Obszaru Zamkniętego na Południu. Widziałem żyjące wolno słonie, po czym wróciłem do Polski i opisałem wojnę Południa z Północą w mojej pierwszej powieści pod dziwnym tytułem "Pożegnanie z panną Syngilu albo Słoń a sprawa polska" (rok wydania 1960). Coś mnie tknęło, że ta lokalna wojna jest początkiem wydarzenia doniosłego dla świata. Tytuł miał brzmieć "Słoń a sprawa polska", ale cenzura się nie zgodziła i musiałem dodać do tytułu egzotyczną pannę Syngilu. [Źródło: http://jacekbochenski.blox.pl/2011/01/Wznawiam-blog-po-dlugiej-przerwie-poruszony.html]
Recenzje:
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej